Aniela Małuszek
godło ANIELA

"BALLADA O GIEWONCIE"
Jesienią, kiedy zmierzchu cienie blade
Na szare szczyty pokładą się Tater
Taką o śpiącym Giewoncie balladę
Audautino jesienną wyśpiewuje wiater.
Piękny był rycerz Giewont.
Mocarny i wspaniały: czoło w chmurach, nos orli, oczy jak aksamit, piersi jako głazy. Pełen był męskiej siły, jak to mówią granit. Z dalekiego to Giewont przywędrował świata. A za nim przyszły z Alpów jakieś dziwne wieści, że nie było większego odeń na kobiety kata. Że był niezmiernie czuły na powab niewieści. Wszystkie po nim Alpejki tęskliwie wzdychały. A publiczną dla wszystkich było tajemnicą, że tam po nim niejeden został Giewont mały. I że Jungfran przestała dawno być dziewicą.
Więc gdy się zjawił taki rycerz znamienity,
by u nas na Podhalu zacząć życie nowe,
jakoś od razu wszystkie tatrzańskie kobiety
z miejsca potraciły głowę.
I była tam pomiędzy owymi pannami jedna morowsza od innych dziewica,
bo miała szpetny romans z braćmi Kościelcami.
I dlatego wszyscy zwali ją złośliwie Świnica. Ją właśnie ujrzał Giewont pewnego poranka, jak z mgieł różowych nocną ściągała koszulę. Pomyślał, że to będzie bajeczna kochanka.
I nie tracąc słów wiele oświadczył się czule. Na to, co było potem opuśćmy zasłonę.
Dość, że gdy kilka znojnych nocy nie ubiegło, Giewont chciał się pożegnać i iść w swoją stronę, Świnica pierwszorzędne zrobiła mu piekło.
To, to tak łotrze jeden, ukradłeś mi wianek
a teraz nieszczęśliwą chcesz rzucić zdradziecko!
Kościelce będą mówić, że mi zwiał kochanek,
niewinność łajdak zabrał a zostawił dziecko.
Myślałeś, że to u nas tak jak z Alpejkami. W Polsce rzecz taka moralność publiczną obraża. Gdyś panience zawrócił głowę amorami to teraz mój braciszku jazda do ołtarza!
Nie zdążył się obejrzeć nawet biedaczyna,
kiedy mnich w ślubne powiązał ich stadło. I zrzedła mu dotychczas jego gęsta mina.
Cóż robić, chciałeś miałeś, teraz cierp przepadło!
Nastał dla niego szereg znojnych nocy,
mówił cicho: Świnico, przecież się zastanów, nie żądaj więcej niż w mych siłach mocy, nawet Giewont nie jest szwadronem ułanów. Więc chodził Giewont srodze utrudzony. Straciwszy całą swoją dawną siłę, i tylko z cicha modlił się do swej żony: "Pozwól mi spać, najdroższa, życie zbyt zawiłe!
Aż raz w noc czarów, które każde spełniają życzenia, wrzasnęła, kiedy się spisał znów jakoś nietęgo: "A zaśnijże snem takim jakim śpią kamienie, na tysiące wieków, zaśnij stary niedołęgo!"
I zawiał wiatr halny, i trzasnęły gromy,
i położył się Giewont na jodeł posłanie, i obrócił się kopą do kochanej żony.
I do dzisiaj śpi cicho, słodko, nieprzerwanie!
Pytacie co się z dzieckiem stało? Jaki był los żonie?
W starych księgach Podhala, stoi zapisane, że z dziecka dzięki Bogu zrobił się Poronin, i zostało biedactwo w Tatrach Zakopane.