logo Związku Podhalan, 3 kB

INFORMACJA TURYSTYCZNA

Dom Ludowy
Związku Podhalan
Oddział Kościelisko



Witaj w domu

Przeszło dwa miliony ludzi przybyło na spotkanie z Papieżem na krakowskich Błoniach. Kto stawiał sobie pytanie - "dlaczego", znalazł odpowiedź - by zaczerpnąć sił od schorowanego papieża, by zarazić się od niego radością i nadzieją. Północ. W centrum Krakowa pojawia się coraz więcej grup pielgrzymów. Mimo że do Mszy świętej na Błoniach jeszcze dziesięć godzin - powoli zmierzają w stronę swoich sektorów. Przyjechali z różnych części Polski, a nawet świata. Mimo zmęczenia - na twarzach widać podniecenie i entuzjazm. Pierwsza w nocy. Szczawnica. Do autokarów wsiadają pierwsi pielgrzymi. Dla 74-letniej Ewy Zachwiei to kolejne spotkanie z Papieżem. Przed laty była w Starym Sączu, Zakopanem. Często wyruszała na inne pielgrzymki. Nie boi się o zdrowie, zmęczenie. Przed nią, jej wnuczką Ewą i wieloma mieszkańcami uzdrowiska jeszcze długa droga, ale, jak wierzą, warta pokonania. Z każdej podhalańskiej parafii wyruszają wynajęte autokary. Do Krakowa jadą też dwa pociągi specjalne. Tysiące górali podążają, by kilka godzin spędzić razem z papieżem. Mimo że będą siedzieć gdzieś daleko, niewiele zobaczą - jednak przeżyją te niepowtarzalną atmosferę spotkania. A przecież mogliby usiąść przed telewizorem i popijając herbatkę oglądać papieża "z bliska". To jednak nie to samo. Kraków, siódma rano. Tłum wokół Błoni gęstnieje. Rzeka ludzka podąża w stronę sektorów. Ktoś rozdaje za darmo półtoralitrowe butelki z wodą mineralną, gdzieś częstują cukierkami. Można też kupić składaną czapkę papierową z napisem "Viva Papa" za dwa złote, na każdym kroku są znaczki, chorągiewki. Tłum jest coraz bardziej żółty. Po drodze porządkowi, harcerze i policjanci kierują ludzi na właściwe ulice, prowadzące do odpowiednich sektorów. O ósmej trzeba być na miejscu. Ktoś podaje przez głośniki, że już jest półtora miliona ludzi. Górale w większości trafiają do sektora C. Zresztą są tu najbardziej charakterystyczni, gdyż wielu przybyło w strojach regionalnych, mimo że prognozy przewidywały upały. Na dwie godziny przed Mszą św. trzeba przeciskać się, w tłumie, by znaleźć jakieś dogodne miejsce. Ci, którzy przyszli wcześniej, mogą odpocząć po trudach podróży. Jest czas, by się posilić i w miarę możliwości rozprostować nogi na trawie. Ewa Zachwieja miała szczęście. Z parkingu, gdzie stanął autokar, podjechała tramwajem. Inni musieli iść pieszo dwanaście kilometrów, ale nikt nie narzeka. Wyobraźnia miłosierdzia W sektorze robi się coraz bardziej kolorowo - flagi papieskie przeplatają się z narodowymi - Rosji, Ukrainy, Słowacji, Niemiec. Trwa oczekiwanie. Na telebimach pojawiają się minireportaże o różnych przedsięwzięciach charytatywnych. Janina Ochojska z Polskiej Akcji Humanitarnej opowiada o odbudowywaniu szkoły w Afganistanie, pomocy dla zalanych przez powódź Czech. O miłosierdziu i potrzebie dzielenia się będzie mówił też Ojciec Święty. Wpół do dziesiątej. Zbliża się Jan Paweł II w papa mobile. Przed rozpoczęciem Mszy św. przejeżdża między sektorami. Na całych Błoniach panuje euforia, mimo że większość wiernych jest gdzieś daleko od trasy i może zobaczyć tylko biały punkt przesuwający się nad falującymi chorągiewkami, chustkami, flagami. Każdy coś krzyczy, tłum skanduje coraz to nowe hasła: "Witaj w domu", "Kochamy Cię", "Niech żyje Papież". Nikt nie siedzi. Wreszcie rozpoczyna się liturgia. Gwarny przeszło dwumilionowy tłum natychmiast milknie. Jeszcze przed momentem żywiołowa rzesza naraz przepełnia się skupieniem. To niesłychane, jak bardzo szybko następuje zmiana nastroju - od wiwatów, pisków i krzyków po cichą kontemplację. Ojciec Święty dokonuje beatyfikacji czwórki Polaków - arcybiskupa Zygmunta Szczęsnego Felińskiego, księdza Jana Balickiego, misjonarza o. Jana Beyzyma i siostry Sancji Janiny Szymkowiak. Papieska homilia nawiązuje do postaci nowych błogosławionych, papież mówi też o miłosierdziu. Jego słowa co chwilę są przerywane oklaskami, szczególnie, gdy mówi o problemach, z którymi borykają się dzisiaj Polacy. - Trzeba spojrzenia miłości, aby dostrzec obok siebie brata, który wraz z utratą pracy, dachu nad głową, możliwości godnego utrzymania rodziny i wykształcenia dzieci doznaje poczucia opuszczenia, zagubienia i beznadziei - mówi Jan Paweł II. - Potrzeba "wyobraźni miłosierdzia", aby przyjść z pomocą dziecku zaniedbanemu duchowo i materialnie; aby nie odwracać się od chłopca czy dziewczyny, którzy zagubili się w świecie różnorakich uzależnień lub przestępstwa; aby nieść radę, pocieszenie, duchowe i moralne wsparcie tym, którzy podejmują wewnętrzną walkę ze złem. Potrzeba tej wyobraźni wszędzie tam, gdzie ludzie w potrzebie wołają do Ojca miłosierdzia: "Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj". Oby dzięki bratniej miłości tego chleba nikomu nie brakowało! "Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią" (Mt 5, 7). By pomóc, potrzebny jest duch solidarności z bliźnimi. Ojciec Święty życzył, by "wyobraźni miłosierdzia" nie zabrakło mieszkańcom Krakowa i całej Polski. - Niech wyznacza duszpasterski program Kościoła w Polsce. Niech orędzie o Bożym miłosierdziu zawsze znajduje odbicie w dziełach miłosierdzia ludzi - podkreślił. Cisza Podniesienie. Papież po słowach przeistoczenia unosi hostię. Cisza. Słychać jedynie głośny, ciężki oddech Ojca Świętego. Przez dłuższą chwilę wydaje się, że jest to jedyny odgłos w całym Krakowie. Jakby pomiędzy Ciało i Krew Pańską wpisał swoje cierpienie i ból. Wreszcie unosi w górę kielich. Kończąca formuła "oto wielka tajemnica wiary" przez to ludzkie cierpienie jakby nabiera pełniejszego znaczenia. Zostań z nami Na zakończenie Mszy św. Ojciec Święty znajduje jeszcze chwilę na słowa do zebranych. Mimo że ceremonia trwa już prawie trzy godziny, w Ojca Świętego wstępują nowe siły. Dziękuje za przybycie przede wszystkim młodzieży. Wymienia ruch Światło-Życie, który był mu od samego początku bardzo bliski. - Pamiętam, że dokładnie przed trzydziestu laty, 16 sierpnia, w Błyszczu koło Tylmanowej uczestniczyłem w tzw. Dniach Wspólnoty - powiedział papież. - Powiedziałem wtedy, że osobiście bliski jest mi ten styl życia, jaki zaproponował młodym sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki. I tego zdania nie zmieniłem - dodał. Niemal każde zdanie jest przerywane głośnymi okrzykami i brawami młodych. Po modlitwie Anioł Pański oazowicze intonują "Barkę" - ulubioną piosenkę papieża. Papież przerywa śpiew, by zwierzyć się, że właśnie ta melodia była przy nim od początku, gdy usłyszał w Rzymie "wyrok" konklawe. - Zostań z nami! - zakrzyknął tłum. - Ładnie! Namawiacie mnie, bym zrezygnował z Rzymu! - zażartował Papież. Jedno niebo Mimo wielogodzinnego oczekiwania w upale niesamowita radość udziela się tłumowi. Papa mobile z Ojcem Świętym opuściło Błonia - jednak ludzie nadal śpiewają, wymachują chorągiewkami. Niespożyta siła i entuzjazm papieża udziela się wszystkim, którzy tu przyszli. - Tego, co przeżyłyśmy, nie da się wyrazić słowami. Jestem szczęśliwa, że tu przyjechałam! - komentuje Ewa Zachwieja. - Jedno niebo - dodaje babcia.
Józef Figura, Tygodnik Podhalański

Testament na nowe tysiąclecie

W mszy świętej, którą Jan Paweł II odprawił w niedzielę na krakowskich Błoniach, uczestniczyło bardzo wielu mieszkańców Podhala. Byli wśród nich starosta tatrzański Andrzej Gąsienica-Makowski, burmistrz Zakopanego Piotr Bąk oraz radny sejmiku wojewódzkiego Andrzej Gut-Mostowy.
Andrzej Gąsienica-Makowski: - Było to wielkie przeżycie duchowe, nie do zapomnienia. Byliśmy tak zasłuchani w słowa Ojca Świętego, że nie zwracaliśmy uwagi na lecące z oczu łzy. Pożegnanie było na granicy naszej wytrzymałości. Prawie trzy miliony ludzi zgromadzonych na Błoniach czuło wtedy wielką jedność. Myślę, że Ojciec Święty przekazał nam testament na nowe tysiąclecie i zwrócił uwagę, co musimy poprawić. To bardzo ważne.
Piotr Bąk: - Kiedy Ojciec Święty odwiedził Polskę pierwszy raz, w 1979 roku, byłem studentem. Pamiętam wspaniałą atmosferę tego wydarzenia. Wszyscy żyli radością, braterstwem. Mieliśmy poczucie fenomenalnego zjawiska, że nagle przestał istnieć komunizm, a Kraków przez tydzień był wolnym miastem. Wtedy wydawało mi się, że te przeżycia się już nie powtórzą, że to nie wróci. A teraz okazało się, jak sam papież powiedział, że młodzież jest inna, ale nawyki, dobre nawyki są te same. Podobne wrażenia, jak w 1979, miałem również w tym roku na Błoniach. Widziałem wokół siebie bardzo wielu młodych ludzi, którzy w obecnych czasach są trochę ponurzy, bez perspektyw, bez pracy, ale przyszli i było widać, że chcą mieć głęboką nadzieję. Wracając po mszy, szliśmy krakowskimi ulicami, momentami robiło się tłoczno, ale nie czuło się w ludziach nerwowości, wszyscy się uśmiechali. Miało się wrażenie, że znaleźliśmy się w lepszym świecie.
Andrzej Gut-Mostowy: - Pojechałem do Krakowa z rodziną i miałem to szczęście, że znalazłem się w pierwszym sektorze. Uczestniczyłem w mszy, stojąc 50 metrów od ołtarza. Było to niesamowite przeżycie religijne i duchowe. Wrażenie robił tłum wiernych, jaki zebrał się na Błoniach i zachowanie ludzi. Wielokrotnie stawałem na ławce, by popatrzeć na tłum z transparentami i flagami. Wszyscy byli dla siebie bardzo życzliwi, wzajemnie sobie pomagali, użyczali wody do picia. Mój sektor znajdował się w pobliżu drogi, którą papież wjeżdżał na Błonia. Ochraniali ją ratownicy GOPR. Obcy ludzie pochodzili, aby oddać im swoje krzesełka, żeby choć na chwilę mogli odpocząć.
Notowali: (KOV, ECZ), Tygodnik Podhalański



Podhalanie witali i żegnali Ojca Świętego
Zagrali i zaśpiewali

Wśród tych, którzy w piątek, 16 sierpnia, witali Ojca Świętego na lotnisku w podkrakowskich Balicach, była 27-osobowa grupa góralskich muzykantów. Wczoraj na pożegnanie papieżowi zaśpiewały między innymi zakopiańskie "Turliki".
Do Balic pojechało 27 góralskich muzykantów z Podhala. Było wśród nich pięciu dudziarzy z zespołu "Duhace", kierowanego przez Tomasza Skupnia z Kuźnic, oraz 22 skrzypków z Zakopanego, Kościeliska, Poronina i Zębu. Zespół zorganizował Stanisław Michalczak z Zakopanego.
- Mieliśmy zagrać kilka razy w trakcie czuwania i później, gdy Ojciec Święty pojawił się na płycie lotniska - mówi Stanisław Michalczak. - Zagraliśmy i zaśpiewaliśmy kilka tradycyjnych śpiewek góralskich, takich, które mogą się papieżowi kojarzyć z Podhalem i Tatrami.
Występ Podhalan to inicjatywa księdza prałata Tadeusza Juchasa z Ludźmierza, który stwierdził, że górali nie może zabraknąć w Balicach i poprosił ich, aby muzyką przywitali papieża.
- Przystaliśmy na to z wielką radością - mówi Stanisław Michalczak. - Było to niesamowite przeżycie. Wszyscy muzykanci, których zaprosiliśmy, byli przepełnieni radością, że będą mieli okazję zagrać dla Ojca Świętego.
Wczoraj na lotnisku w Balicach Ojca Świętego żegnał zakopiański chór dziecięcy "Turliki"który w 1997 roku śpiewał papieżowi w sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach. Żegnający się z Ojczyzną Jan Paweł II usłyszał zarówno tradycyjne góralskie śpiewki, jak i utwory ułożone specjalnie na tę okazję. Przed odlotem dla Ojca Świętego śpiewały także zespoły "Jedlicki" z Brzegów i "Polaniorze" z Kościeliska, grała dziesięcioosobowa kapela prowadzona przez Andrzeja Jarząbka z Poronina i tańczyły dziewczęta z zespołu "Zawaternik" z Leśnicy-Gronia.
(KOV), Tygodnik Podhalański

Nad Tatrami

Wbrew informacjom odwołującym przelot śmigłowca z Ojcem Świętym na pokładzie nad Tatarami, Papież nie zawiódł górali. Przelot był co prawda krótki i odbywał się na dość wysokim pułapie, sprawił on jednak Ojcu Świętemu wielką frajdę. Potwierdziły to zresztą osoby z którymi Papież leciał. Lot na Tatrami wywołał wielki entuzjazm wśród turystów którzy byli wówczas na szlakach. Szczególną frajdę mieli Ci, którzy byli wtedy na Giewoncie. Widzieli postać Ojca Świętego w maleńkim okienku śmigłowca. Powiewały czapki, chusteczki. Później cały lotniczy orszak papieski przeleciał nad wysokimi Tatrami, zawrócił jeszcze nad Zakopane i potem zniżając jeszcze lot nad Ludźmierzem skierował się do Krakowa.
Tygodnik Podhalański

Papież nie zawiódł górali

Ojciec Święty nie zawiódł górali i odbył lot nad Podhalem. O godz. 16.16 śmigłowiec z papieżem na pokładzie od wschodu nadleciał nad ukochane góry Jana Pawła II. Górale i turyści, zebrani przy watrach, z entuzjazmem podnieśli do góry flagi, góralskie kapelusze i przy akompaniamencie kapeli odśpiewali: My wam zycymy scynscia, zdrowia!
"Dziennik" czekał na Ojca Świętego przy sanktuarium Matki Boskiej Gaździny Podhala w Ludźmierzu i na Polanie Szymoszkowej. Ognisko rozpalono tam przed godziną 16. Spory entuzjazm wywołała już sama informacja, że papież przyleci nad Tatry.
Później trwało gorączkowe odliczanie. - Wyleciał z Wadowic! - krzyknął ktoś, kto słuchał radia.
- Przychodziłem tu palić ognisko w "Sobótki", jeszcze 30 lat temu, jako mały chłopiec. Wtedy było więcej lasu. Nie spodziewałem się, że kiedyś zapalę watrę dla Ojca Świętego - mówił ubrany w góralski strój Henryk Krzeptowski-Bohac. Tuż po godz. 16 wszyscy uklękli, a starosta tatrzański Andrzej Gąsienica-Makowski zaintonował litanię do Miłosierdzia Bożego.
Chwilę później dotarła informacja, że śmigłowiec z papieżem jest nad Orawą i nad Tatry nadleci od strony Doliny Chochołowskiej. Wszyscy zwrócili się w stronę wschodniego nieba. Zaległa cisza.
Na miejscu był również Rafał Gluza ze Szczyrku ze swoją trąbką. Grą na niej, jako pierwszy, miał powiadomić o pojawieniu się śmigłowca.
- Przyjechałem akurat do wujka, dowiedziałem się, że rodzina będzie przy ognisku, wziąłem trąbkę i zaraz zagram dla papieża - powiedział "Dziennikowi" tuż przed pojawieniem się śmigłowca. Gdy tylko trzy śmigłowce, w tym ten z papieżem na pokładzie, pojawiły się nad tatrzańskim niebem, wszyscy podnieśli flagi, kapelusze i ręce w górę na znak powitania. "100 lat, 100 lat", a później: "My wam zycymy scynscia, zdrowia!" - śpiewano. Pociekło wiele łez wzruszenia.
Dokładnie o godz. 16.18 śmigłowce przeleciały blisko krzyża na Giewoncie, później zniżyły lot nad Morskim Okiem i gdy już wydawało się, że odlecą w stronę Nowego Targu, skręciły nad Zakopane i Gubałówkę. Ponownie flagi i kapelusze poszły w górę, a papieski śmigłowiec przelatywał zaledwie kilkaset metrów od Polany Szymoszkowej, zniżył się jeszcze nad szczytem Gubałówki i zniknął za górami.
-To było wielkie przeżycie, dziękujemy ci Ojcze Święty - mówił wyraźnie wzruszony starosta Makowski.
W rejonie Zakopanego zapłonęło jeszcze kilka watr. Strażacy na kilkunastometrowym wysięgniku zawiesili na powitanie Ojca Świętego polską i watykańską flagę.
Zanim papież pojawił się nad Tatrami, przeleciał nad Ludźmierzem. Gdy śmigłowiec znalazł się nad sanktuarium, obniżył lot. W tym czasie w ogrodzie różańcowym trwała modlitwa - wierni około godziny 16 rozpoczęli odmawiać różaniec w intencji pielgrzymującego po Ojczyźnie papieża. W ogrodzie rozłożono dwie flagi papieskie oraz narodową i Maryjną - promieniście od pomnika przedstawiającego klęczącego i odmawiającego różaniec Ojca Świętego. Wierni umieścili także widoczny z góry napis: "Podhale dziękuje za bazylikę w Ludźmierzu". Ludźmierzanie rozpalili góralską watrę.
Przez minione dziewięć dni codziennie o godzinie 20.30 w ogrodzie różańcowym gromadzili się wierni, aby modlić się w intencji pielgrzymki Ojca Świętego Jana Pawła II do Ojczyzny. Wczoraj modlącym z góry przyglądał się sam papież.
Paweł Pełka, Beata Szkaradzińska, Dziennik Polski


<< powrót