logo 4,5 Kb

GMINNY OŚRODEK KULTURY REGIONALNEJ
KOŚCIELISKO
34-511 Kościelisko, Chotarz 453
Tel. (18) 20 700 51, fax: (18) 20 703 06
www.koscieliska.pl
e-mail: imprezy@koscieliska.pl


Osod w Polanach
ciąg dalszy
36 kB
Spektakl zgromadził na placu przed Domem Ludowym w Kościelisku miedzynarodową publiczność.
W Polany wróciły owce - wypasione i puchate. Z hal zeszli bacowie i juhasi, kończąc letni wypas.
Redyk - to jedno z ważniejszych góralskich świąt - zostało dzisiaj nieco zapomniane. W Kościelisku postanowili do niego powrócić. Pod Domem Ludowym na Chotarzu już od wczesnego popołudnia oczekiwano redyku. Gaździny krzątały się wokół szałasu i warzyły zupę z sałaty na żętycy, chłopcy budowali kosor dla owiec, muzyka stroiła instrumenty. Trzeba przecież godnie przywitać tych, co przez pięć miesięcy paśli na halach owce, pilnowali ich, bronili przed wilkami i rysiami, odganiali niedźwiedzie. Tak jak zawsze - zabawić ich muzyką, tańcem i wspólnie cieszyć się ze świeżego bundzu i oscypków, których po tym ciepłym lecie na pewno będzie niemało.
23 kB22 kB
Zespół "Polaniorze" przygotował program "Osod", czyli jesienny redyk i rozsadzanie owiec (oddawanie ich gazdom), w roku 1978 i na Międzynarodowym Festiwalu Folkloru Ziem Górskich dostał za niego Złotą Ciupagę. Choć od tego czasu minęło 25 lat, okazało się, że redyk jest jak najbardziej na czasie. Pasterstwo w Tatrach, wbrew ówczesnym zapowiedziom, nie zanikło, a nawet powiedzieć można, że powraca, do czego niewątpliwie przysłużył się oscypek, w którym rozsmakowała się cała Polska. Powrócił więc i osod. W niedzielę redyk zszedł z polany Biały Potok na Chotarz. Był taniec i śpiew, gazdowie oglądali swoje owce, które oddali wiosną bacy na wypas, gładzili sierść, zaglądali w nosy, oczy.
16 kB17 kB19 kB
Wreszcie przyszedł czas podziału sera, oscypków i wypłaty. Goście i dzieci dostali redykołki, a smakosze degustowali pieczoną baraninę. Była też strawa dla ducha. W sali "Ludówki" otwarto wystawę fotograficzną "Na holi, na holi...", pokazującą dawne i nowe fotografie związane z pasterstwem.
17 kB15 kB16 kB
11 kB14 kB18 kB
22 kB20 kB
- Myślę, że tę imprezę, tak jak "Przednówek w Polanach", organizować będziemy co roku - mówi prezes Związku Podhalan w Kościelisku Edward Styrczula-Maśniak.
28 kB21 kB
17 kB15 kB21 kB
20 kB
Wacław Przeklasa opowiada o polaniorskim redyku:
Przygotowując "Osod", oparlimy się na starych kościeliscańskich opowieściach baców Sobczyków-Kierniów. Redyk wiosną i jesienią to kiedyś było wielkie święto. Na tej skalnej ziemi było trudno owce wypaść. Nawet dzisiaj, jak baca bierze owcę, to musi za nią zapłacić. A kiedyś od tej jednej dojnej owcy, która poszła w hole, baca płacił gaździe siedem oscypków abo siedem funtów sera, co w tym czasie było poważnym zasobem żywności dla rodziny. Bo jakeś miał dziesięć owiec, to już było siedemdziesiąt funtów, tj. ok. 35 kg sera. Narobiło się z tego bryndzy i to musiało starczyć do wiosny. Baca musiał być dobrym gospodarzem, coby zapłacić gazdom, wypłacić juhasom i jeszcze mieć z tego jakiś zysk. Musiał być honorny, niczego się nie lękający i jeszcze wychodzący na swoje. A juhaska. To tak ładnie się wydaje, kie przychodzi z tymi owcami honornie ubrany.
A jednak w holach było dużo trudniej. Jeszcze jak to lato było słoneczne, to jakoś było znośnie. Ale jak tak rzeczywiście przyszły jakieś deszcze, to portek nie szło wysuszyć. Juhas też miał odpowiedni hyr i nie był to byle ziajok. Po pierwsze musiał z owcami umieć robić, druga rzecz - niebezpieczeństwo. Były rysie, wilki, niedźwiedzie. Musiał to być chłopak odwozny, bo zdarzało się, że też owce sobie podkradali. Przechodziło się nawet na słowacką stronę. Potem były różne krwawe porachunki. Jak baca był ryzykant i dobrał sobie odpowiednich juhasów, to podchodzili pod szałas i zabierali owce, kielo chcieli. Nie było to łatwe, bo owce miały odpowiednie znaki. Na przykład Luptoki Słowaki znacyli inaczej, u nas wysmarowane były po cuprynie albo zastrzyki na uszach robili, normalnie zastrzyżone nożyczkami jeden, dwa karpiki. No i zatońcyć i zaśpiewoć też musioł umieć. To był odpowiedni kandydat na męża. Po świętym Michale, tradycyjnej dacie rozwiązania pasterstwa, owce przychodziły do wioski, baca rozdawał je właścicielom, a ci juz na własną rękę je wypasali. No i wtedy był samopas, można było wleźć na cyjąś posesję.
Fotografie: © Wojciech Smolak
Tekst: © Anna Zadziorko, Tygodnik Podhalański

<<powrót
<< powrót do archiwum